Urodziłam się pod koniec lat 80 w Polsce. Byłam jedyną ciemnoskórą na całym podwórku. Potem w klasie, a nawet w całej szkole muzycznej. Od małego ciężko było mi się wmieszać w tłum nosząc afro i futerał na plecach.
Mówię po polsku. Ludzie często pytają, gdzie nauczyłam się tak dobrze języka. Czasem zdarzało się, ze nie chcieli rozmawiać – na sam mój widok krzyczeli, żebym wynosiła się do swojego kraju. Dzieci mówiły w wersji soft: ,,Murzynek Bambo w Afryce mieszka” (Do tej poru mam żal do Tuwima za ten wierszyk).
Ze swojego kraju – Polski – wyniosłam się dopiero na studiach. Niemcy próbując rozpoznać moje pochodzenie po obcym akcencie rzadko wpadają na właściwy trop – mój wygląd ich myli.
Od Kiedy nauczyłam się wymawiać swoje imię z angielskim akcentem czasem zdarza się, ze ludzie od razu je zapamiętują lub potrafią zapisać. Częściej jednak literuję zawczasu.
Szczególnie cieszę się słysząc swojsko brzmiącą wersją swojego imienia: ODREJ Tak nazywa mnie codziennie moja mama – Polka i pochodzący z dalekiej (również dla mnie!) Afryki Tata – oraz moje najserdeczniejsze, polskie przyjaciółki. Często do nich dzwonię z Niemiec. Pracuję tutaj w orkiestrze – jako jedyna ciemnoskóra osoba, jak do tej pory. Jestem książką o tęsknocie za poczuciem przynależności.
Zapraszam do rozmowy
(Książka dostępna w godz. 15 – 17)